Finalne podsumowanie.
Wszyscy pytają, jak dałem radę z rowerem... A pytanie winno być postawione inaczej.
Jak rower dał se radę ze mną?
Otóż, mało kto wie, ale mam za sobą profesjonalną, zawodniczą karierie kolarską. Wystarczy wpisać w gógle darek elwood i wyskoczą wsie moje tytuły i osiągnięcia.
Bylem wielokrotnym MP i jednokrotnym MŚ w jeździe indywidualnej na czas.
I teraz postanowiłem wykorzystać wcześniej stosowaną, a prostą arytmetykę kolarską. Gdy kondycji nie staje istotną rolę odgrywa czas. Drastycznie wzrasta nań zapotrzebowanie i tu nikt nigdy nie był w stanie mnie pokonać.
W końcu przeszedł ten dzień, kiedy wypadało się pożegnać z kierownikiem.
Dostałem opr, za złe spakowanie szpeju, bo bicykl po załadowaniu od razu fiknął orła do tyłu.
Poirytowany kierownik zajął się tym razem sam wszystkim i po 15.145 sek. rower stał gotowy do jazdy. Tadek zdążył jeszcze zmienić dętkę w tylnym kole, bo w 3 sek. ułamał wentyl.
Spojrzeliśmy na siebie i... wtedy doznałem poważnej kontuzji brzemiennej w skutki. Kierownik z jakąś dziką pasją wymierzył mi solidnego kopa na szczęście...
Kolejne pięc dób mego powrotu do Polski, to zmaganie się z ową kontuzją, znaczy potwornym bólem tyłka. Nie powiem, pewien udział miały w tym bezczelne dwa pedały, z którymi w miejsce kierownika przyszło mi się związać.
Ten romans okazał się tragicznym, gdyż dramy było mało...
No więc jak z tą moją kondycją było?

Do granicy dotarłem jeszcze w formie...
Potemm szybko poszarzało mi w oczach.
Jak to w kolarskim peletonie starałem się korzystać ze sprawdzonych miejscówek na postoje, sikanie itp:

Park w Podgoricy.

Za bufetem w HU czyli TU. Znaczy kilkanaście km za granicą SRB-HU w puszcie, czy pasztecie jakimś, czy cuś.
Rewelacyjnie tanią miejscóweczkę podłapałem jakie 10km od centrum Budapesztu.
Był już wieczór, zapadały ciemności, ale ja jak zwykle miałem farta.
Pensjonik miał niebanalne położenie: u zbiegu drogi ekspresowej i autostrady, co gwarantowało szybkie włączenie się do ruchu z rana.
Nie wyspałem się, co prawda kompletnie, bo okna były stare, drewniane i idealnie przewodziły nocą szum aut do mojej skolatanej łepetyny, no i te meble... Padłem ofiarą czambułu różnych żyjątek, które to kąsały mnie, gdzie się tylko kąsać mnie dało.

Finał był taki, że następnego ranka, w centrum Pesztu nie dość, że moment mi poszarzało, to jeszcze...
... obraz rozpływał się ze zmęczenia.
Ale nic to. Zaraz potem było już tylko... pod górkę.
Przynajmniej nie przepłacałem za noclegi.
Przed wysadzeniem dworca w Prilje Polje dla osłabienia czujności postanowiłem napić się z drużnikami. Po kilku godzinach na posterunku ostał się jeden trzeźwy.
Gdy chciałem już kolumbrynę wysadzać, czy cuś, okazało się, że naród srbskij nie da się tak łatwo podejść.
Gdy pękła pierwsza (moja) skrzynka piwa, w ruch poszły następne. Szybko zyskałem status bohatera narodowego, bo taki otrzymuje każdy w Serbii, co postawi gawlę, znaczy skrzynkę...
Się dowiedziałem nagle, że Serbowie, to nie Słoweńcy i tu, w Prilje Polje każdy Serb stawia w rewanżu...
Było nas sześciu więc...
Najsampierw pociąg miał odjechać o 20-tej. Potem o nula nula. W końcu doturlał się o 3.30 nad ranem.
Jedyny trzeźwy drużnik zadzwonił do noclegowni, gdzie kontynulim, a na koniec spalim i poderwał mnie do akcji.
Pociąg był mieżdunarodny i leciał z Podgoricy do Suboticy. Co ciekawe jeszcze w MNE próbowałem na niego kupić bilet, by doturlać się do granicy serbskiej. Niestety nie nada było, bo ów nie prowadził pomieszczenia dla rowerów.
Po stronie serbskiej przy wsparciu całej obsługi dworca, brak pomieszczenia nie był już żadnym problemem.
Za 2Eu wykupiłem sobie skromną jedyneczkę:

Cena bardzo skromna, zarezerwowana dla bohaterów narodowych. Normalnie bilet kosztuje Eu 15. Rachunek wyszedł prosty: 2Eu + 10Eu piwo - obsługa dworca miała zniżkę w przyległej doń hurtowni piwa

= 12Eu.
Znaczy zaoszczędziłem 3Eu i maksymalnie uzupełniłem sole mineralne i witaminy z grupy B.
A to ważne było przed kolejnymi etapami.
Co prawda jedynka miała jedną wadę. Sąsiadowała centralnie z ustępem. Znaczy, co kilkanaście minut musiałem ustępować troszku miejsca doń wybierającym się. Fakt, że cuchło strasznie przy tym... Ale i to, po 12 dniach oganiania się przed eteryczno-heroicznymi bąkami w puszcze kierownika, nie było specjalnym wyzwaniem dla nozdrzy.
Po wjechaniu do strefy Eu, sytaucja uległa...

... dramatycznej zmianie.
Skoro dotarliśmy do Słowacji opowiem Wam niesamowitą historię, jaka przeżyłem w Żylinie.
Do tego miasta słowackie pkp dowiozły mnie pare minut po 2-giej w nocy. Stąd miałem kolejna już (czwartą) przesiadkę do Cadcy i prawie 2h wolnego.
To, co mnie uderzyło tuż po wysiadce z pociągu. To cisza... Ni Żywej duszy. W poszukiwaniu nocnego, dworcowego baru zlazłem wszystkie perony, tunel dworcowy i hale główną.
Wszystko pozamykane, okienka okratowane, jak te jedyne czynne przy kasach z informacją kolejową...
- Dobry weczer! Co tuje, ze nic nie je? Zagadnałem dziwnie wystraszoną panią w okienku.
- Pane. Uciekajte z mesta!
- A zaczemu?
- Bo na mesto grasuje vampir! Katastrofa!
- Ale jak mam uciekać, skoro moj vlak jede za 2 hodiny?
- Pane, uciekajte! On rabuje, gwałci krew wysysa!
- A jest tu jaki bar otwarty. Wsio zatvorene...
- Ne Pane. Wsio zakryte!
- To co mam robić, skoro vlak za 2 hodiny?
- A no ni wim! Ja tu tylko rzigam! I... bum. Okienko się zamknęło.
No dobra. Czasu kupa, więc śmigam na rowerze do zabutkowego centrum.
Miasto normalnie wymarłe... Nikogo. Żadnego człeka, nic nie jeździ, policjanta, myszy... Pusto i cisza, jak makiem zasiał.
Popylam więc bicyklem po rynku i tak se postanowiłem fotkę łądną nocną zrobić. Sprzęta ustawiłem centralnie, aparat oparłem o ławeczkę i zgdonie z wytycznymi kierownika - pstryk!

Robię podgląd na tym monitorku i dodam: kurde, kierownik chyba nie byłby zadowolony... Nie zmierzyłem temperatury światła...
I dalej ustawiać wsio od nowa. Po chwili kolejne pstryk i... Na podglądzie widzę jakąś postać. Lukam za obiektyw na obiekt właściwy i...

... faktycznie ktoś stoi kole koła!
- A witajte! Nie wiecie, gdzie o tej porze można ciapowane napić/kupić?
- JA SEM VAMPIR!
A, przperaszam! Ja sem Elwood... Darek znaczy, z Polski.
- JA SEM VAMPIR Z ŻYLIŃSKIEHO RINKU! JA TU STRAŚNIE STRASZĘ!
Jessuuuu, jak gościu skrzeczy... Wkoło taka cisza, a ten drze ryja.
Miasto ci płaci?
- SAM SE POBIERAM!
Eeee, chopie. To coś ci cienko idzie. Nie lepiej to straszyć w południe, kiedy ludzi kupa? W nocy gówno zarobisz. W ogóle, to coś taki mikry, przezroczysty jakiś... Kiedy co jadłeś ostatnio, jesz ty wohle co?
Koleś wywalił gały... i już ciszej:
- Krew spijam...
Kaszanke znaczy wpylasz... Oj chopie, chopie. Jak tak dalej pójdzie, to padniesz na ten swój brzydki ryj i tyle z tego i ty i miasto będzie miało.
Ponieważ spieszno mi było jeszcze raz zapytałem:
- No dobra, to jak z tym ciapowanym? Dostanę gdzie?
Nigdzie... Odpowiedział kolega Vampir i smutno dodał: Odkąd straszę, Żylina stała się jedynym miastem na Słowacji, gdzie nie można piwa w nocy kupić...
- Toś się doigrał... We własne gniazdo tak srać? Przyjedź do naszego Kraka. W końcu nie daleko masz. Majątek w tydzień zbijesz a i masy nabierzesz, bo wyglądasz, jak nieboskie... No nic, bywaj Vampirze.
Elwood!
- No co tam?
Ale daj słowo, że nie powiesz, że ja, że...
- Vampir... Daj spokój i weź się za robotę! Bywaj!
Piątej doby o poranku (szło na 7-mą minut 40) stanąłem w końcu na granicy polskiej i łezka zakręciła mi się w oku...
... a zakręciła mi się z bólu, bo kilkaset metrów wcześniej, ze Skalitego na Zwardoń jest mega podjazd, sudecki Mont Ventu. Ze 30%...
Na dodatek w 2/3 podjazdu zaparkował jakiś cywil skodą na poboczu i nie wypadało spaść z roweru...
Się nadymałem, jak przejrzała dynia i jazda. Gdy go mijałem, to se jeszcze zwolniłem oddech, że niby tak formę trzymam.
Wyobraźta sobie, że w skodzie… nikogo nie było...
Dalej śmigałem już ekspresową.
Deszczyk lekko siąpił, z 8-10st, ale kiedy zobaczyłem tablicę z napisem Bielsko Biała 48 km, dostałem skrzydeł!
Jeno mi się te skrzydła do tunelu tuż za nią nie zmieściły...
Z jakiś mega głośników ostrzegał mnie głos:
- PROSZĘ ZAWRÓCIĆ!!!
Czy ten koleś oszalał! Jak mam zawrócić?! Tyle z górki grzałem... Eeee, udam obcokrajowca i jadę dalej.
- PROSZĘ ZAWRÓCIĆ!!! I buchła jakaś kakafonia niepokojących dźwięków...
Zatrzymałem się i stoję. Cisza...
Po chwili...
... Na sygnale wypada z tunelu kilka wozów. Rany Julek, ale akcja!
Z piskiem opon hamują tuż przede mną i na wyścigi biegnie do mnie kilku kolesi i dwie babki. Mają słuchawki na uszach, na ramieniach kamery, w dłoniach mikrofony...
- Panie Darku, panie Darku. Tu Piotr Krasko z Wiadomości. Bardzo serdecznie witamy pana w kraju!
Patrzę na gościa, twarz jakby znajoma...
- Panie Darku!
Słucham...
- Panie Darku, cała Polska z uwagą śledzi pana przygody, a zwłaszcza fantastyczną jazdę z Albanii do Polski no i ten podjazd ze Skalitego...
Krasko nabrał oddechu:
Proszę, wiem, że pan zmęczony bardzo...
- Ależ skąd... ja... tego...
Proszę, proszę nam w dwóch słowach powiedzieć, co przy tylu pokonanych rowerem kilometrach, w ciągu tych 10-tek godzin jazdy... Co panu najbardziej wryło się, utkwiło w pamięci?
- Przednie koło....
Mówią, że dobry obraz zastępuje tysiące słów... Na fotce poniżej, cała moja rowerowa pojezdka w jednym kadrze:

Główny węzeł kolejowy w Prilje Polie - Serbia. Na tyłach Selgrosu. Obsługa węzła i ja...

To już naprawdę KONIEC tej niesamowitej przygody.
Epilog.
Jadąc rowerem czek dostrzega inny świat, niż z okien puszki.
Pierwsze, to kupa wszelakiego truchła na drogach. Tak... Jesteśmy panami szos przecie... Ale widać też życie. Dużo więcej życia, niż płoszonego hukiem przejeżdżających aut. Cietrzewie, bażanty, myszy, szczury...
Jednak zaraz po wjeździe do kraju największą radość a przy tym ogromną niespodziankę sprawił mi spotkany w głębokiej trawie u podnóża Pilska, król polskiej puszczy...

Ze statystyk:

Liczba przejechanych odcinkami km, odlana na pamiątkowej tablicy ufundowanej przez Piotra Krasko.
W drodze powrotnej wszystkie granice przekraczałem na kolach dwóch, a Węgry całe w komplecie.
Jak zmierzyć przygodę?Zważyć się przed wyjazdem i zaraz po powrocie.
W moim przypadku:
Waga przed: 100.4kg
Waga po: 100.5kg
Wynik: czysta przygoda wyszło 10dag na plusie.
Info dla niskobudżetowców:
Organizator Mażenady:
BIURO PODRÓŻY "Świr" Sp. de ZOO w osobie kierownika i pilota
mazeno przez małe "m".
Paliwo:
- PL Węgierska Górka 103,47zł (dolewka do pełnego baku + Tadek miał 60l paliwa PL w kanistrach)
- MKD Komanovo 304,27zł (płatne kartą)
- MKD Gostivar 310,55zł (płatne kartą)
- MKD Debar 1500,00D ( gotówka)
Opłaty autostrady SRB (płacone kartą) 63,45zł
Pociągi
MNE:
- Podgorica - Bolje Polje 5,20E (gotówka)
- j.w. rower 4,00E (gotówka)
SRB:
- Prilje Polje - Subotica 200,00D (około 2E, normalnie około 15E - gotówwka)
SV
- Sahy - Cadca gr. 16.66E (gotówka)
- j.w. rower 1,32E (gotówka)
Normalnie wyszłoby taniej, ale połączenia miałem tak ustawione, by być nad ranem w Cadcy, stąd jazda ciut na około.
- Cadca gr. Skalite 1,32E (gotówka)
- j.w. rower 0,60E (gotówka)
PL:
- Gdańsk Oliwa - Bielsko Biała 69,00zł (gotówka - bilet podróżnika ważny weekend na TLK)
- Milówka - Bielsko Biała 9,50zł (gotówka - rower gratis)
- Bielsko Biała - Gdańsk Oliwa 70,00zł (gotówka)
Pozostałe:
- 20E zrzutka do wspólnej kasy na żarcie (reszta poszła na prom Fierze - Koman),
MNE:
- 2,50E trzy piwa
SRB
- "szybka stopa" + 2 piwa 400,00D (gotówka)
- winogrona ciemne + 3 piwa 240,00D (gotówka)
- 20 piwa 1000,00D (gotówka)
HU
- 2 x Lidl (4 bułki, cola, 2 x kiwi, pasztet, orzeszki arachidowe, 2 banany) 21,61zł (płatne kartą)
SV
- 3 ciapowane piwa 2,40E
PL
- trzy bułki, 2 pomidory, drożdżówka, 2 piwa 9,80zł
- 6 piw u Lupiego na finał 20,00zł
- gyros + cola 9,50zł
Zakupy na drogę:
- 30 jajek (gotowane na twardo) 9,00zł
- kanapki - 6 bułek z żółtym serem 7,00zł
- zupy winiary 10,00zł
- kostki rosołowe 5,00zł
- 1kg papryki czerwonej 4,00zł
- mapa Macedonii 1:200 000 Gizi Map
- mapa Bałkanów (SRB, MKD, MNE) 1:500 000 freytag&berndt 56,50zł (Internet)
- ubezpieczenie podróżne 66,00zł (Internet)
Razem:
PLN 1150,00
EU 88,00
P.S.`
Zapomłem o papierze toaletowym 2 rolki.
I toby naprawdę było na tyle.
Tymczasem wracam do mojego bloga. Z niego najlepiej nadaje mi się w przestrzeń. Rucinsky rules!
A za tydzień "Czieskie bajki na Morawach".
https://www.youtube.com/watch?v=Ea_yUl6Wit4