Dziennik pokładowy MS KOT
27 czerwiec
Od rana znosimy rzeczy z dość stromego brzegu, chociaż szczęśliwie w tym miejscu wyposażonego w wąskie, metalowe schodki. Oczywiście zaczynamy od pontonów, które stopniowo uzbrajamy w płytkiej do kostek wodzie kanału. Już o godz. 11 zaczynamy holować pontony w stronę rzeki. W jednym miejscu jest tak płytko, że pomimo wypuszczenia powietrza z kila szorujemy po kamienistym dnie. Po 200 metrach wychodzimy na rzekę i opuszczamy silniki.
Zaczyna się dziki fragment Wisły. Trzeba uważnie patrzeć na wodę ale nawet pomimo tego, kilka razy zahaczamy o dno silnikiem, a raz uderzamy kilem w pień drzewa. Zauważamy, że bierzemy wodę. Albo jakieś uszkodzenie przy przenoszeniu, albo w czasie przeciągania pontonu po kanale.
Dopływamy do słynnego kilometra 119 czyli do skały na środku rzeki. Zbliżamy się ostrożnie, próbując zorientować się jaką drogę wybrać, przy czym niespodziewanie uderzamy silnikiem w podwodny kamień [ jeszcze 50 metrów przed widocznymi na wodzie trudnościami]. Decydujemy się na zwiad pieszy. Ten fragment rzeki jest ciekawy dla kajakarza ale przy tym stanie wody nie można płynąć tu większymi jednostkami. Musimy spławić pontony trzymając je na cumach z prawego brzegu, jednocześnie pilnując, żeby nie wpadły na skały. Jest z tym trochę zabawy ale jest też i bonus ;-) Znajdujemy przy brzegu pięknego, i jak się okazuje wieczorem, smacznego klenia, który dosłownie przed chwilą pożegnał się z życiem, pechowo nadziewając się na patyk.
Płyniemy dalej, lawirując między mieliznami, pniami drzew i skałami.
Mamy przeciek – około 30 litrów na godzinę. Późno znajdujemy miejsce na biwak [ około 134 km ] ale przynajmniej jest możliwość rozpalenia pierwszego ogniska na tym spływie. Mięsożerna część załogi konsumuje świeżo upolowaną rybę.

Schodki może nie rewelacyjne ale lepsze niż błotnista ścieżka

Z MYSZką oczywiście nie ma problemu.
KOTa nie potrafimy podnieść - musi stoczyć się , zsunąć ze skarpy na wózku.


Pokonanie śluzy zajęło nam w sumie jakieś 8 godzin

Teraz to tylko spacerek do rzeki

Mamy minimalne zanurzenie ale i tak za dużo - musimy przeciągać potony (albo kopać kanał

)

Nareszcie na Wiśle, przechodzimy na wiosła, a potem na silniki.

Ciekawe czy wraki są też na środku nurtu

119 kilometr - dobrze, że mamy fajną osłonę śruby , niedobrze, że leży w domu bo paczka nie dotarła na czas.
Trzeba opuszczać pontony na linie jednocześnie odpychając je od skał i kierując w głębsze przejścia między kamieniami.

Pechowa ryba - albo chciała poskubać patyk, albo uciekała przed nami

W każdym razie patyk był haczykiem

Przeszkody pokonujemy z asekuracją.


Trochę natury



Tor przeszkód

Przeszkody komponują się z krajobrazami

Jeśli stoją tu jakieś znaki to tylko dlatego, że jeszcze opierają się powodziom i innym siłom natury

Nareszcie postój , tradycyjnie już po ciemku
Dziennik pokładowy MS KOT
28 czerwiec
Rano pochmurno. Po drodze zaczyna padać, więc musimy i możemy rozłożyć dach, MYSZ nie ma takiej możliwości więc cierpi, tzn. moknie, a pada przez większą część dnia.
Mijamy Opatów, prom w Opatowie i dopływamy do ujścia Dunajca. Rzeka robi się 2 razy szersza, chociaż wcale nie głębsza. Kawałek dalej spotykamy dzielną łasicę lub norkę przepływającą przez rzekę. Mogła przepłynąć najpierw Dunajec, a potem Wisłę ale postanowiła 'machnąć' 2 rzeki na raz ;-) W dodatku wychodząc na brzeg dostała takiego przyśpieszenia, że aparat nie zdążył ustawić ostrości.
Jest bardzo dużo mielizn, rzeka rozlewa się naprawdę szeroko, sporo zatopionych główek i pni. Nieliczne znaki nawigacyjne czyli tyki i wiechy trochę pomagają lecz nie należy im bezkrytycznie ufać. Pomimo małego zanurzenia często musimy jeszcze podnosić silnik, a 2 razy siadamy na mieliźnie.
W Szczucinie robimy zakupy i tankujemy. Niestety nie jest to za dobre miejsce. Od przystani WOPR-u, gdzie się zatrzymaliśmy - do najbliższego sklepu jest ponad kilometr. Tuż za przystanią widzimy przy brzegu kilka wianków. Albo w Krakowie budują pancerne wianki, będące w stanie przepłynąć śluzy i jazy albo gdzieś jeszcze świętowali w ten sposób.
Znajdujemy pierwszą dużą i wysoka plażę za Szczucinem i niestety znowu dość późno, do tego w deszczu, rozkładamy obóz koło 190 km.



Dunajec łączy się z Wisłą

Ktoś rozpoznaje co to za zwierz?

Barka załadowana do granic możliwości

Sortownia żwiru

Lawirujemy między mieliznami, MYSZ tak zawzięcie sonduje, że mielizna "wsysa" wiosło i trzeba po nie wracać
