Tak, czytałam o suspension trauma jeszcze przed kursem, więc bardzo się starałam ruszać nogami i w ogóle zwracałam uwagę na ukrwienie. Wszyscy mówią, że to dziwne i że jestem pierwszym takim przypadkiem, przynajmniej w Krakowie. Drętwieniem też się szczególnie nie przejmowałam, tylko szybko znajdowałam sposób na rozruszanie.
To prawda, uprząż ma umożliwić przeciśnięcie się przez zacisk, ale w takim razie powinna być szersza żeby rozłożyć ciężar. Powinny też być damskie modele - w końcu mamy gdzie indziej środek ciężkości.
Fakt, silne nogi się przydają, ale akurat na to nie narzekam, jestem dosyć umięśniona, a że i z kolanami mam problemy to szczególnie staram się je odciążać. Kłopot polega na tym, że uprząż wrzyna się w miejsca, w których nie ma mięśni tylko ścięgna - nerw dostał się między taśmę a ścięgno od czworogłowego i został ściśnięty, mimo że miałam na sobie grube ubranie. Pod tyłkiem też nie ma niczego co by mogło człowieka ochronić, takie urazowe miejsce, podobnie jak pod kolanem. Może mam te nerwy płyciej położone niż inni.
Lekarz to mi wprost powiedział - żadnego wiszenia dopóki objawy nie miną i że jak raz to się stało, to następnym może być tylko gorzej. Owszem, im będę szybsza tym mniej się będę narażać, ale na kursie mają być takie długie wyciągi, że nawet jeśli to nie będzie z mojej przyczyny, to będę musiała trochę czasu w tej uprzęży spędzić. Także szukam rozwiązania... Ja to bym chętnie zrezygnowała z wiszenia, ale wtedy nikt mi nie da karty taternika jaskiniowego :-(